codzienność refleksje

Widzenie

14 lutego 2021

W wielu filmach, które miały sceny więzienne, a które widziałem, duże wrażenie robiły na mnie kadry z rozmów zwanych widzeniami. Gruba szyba, dwa domofony. Czasem tylko milczenie i łzy. Innym razem uśmiechy i zetknięte przez szklaną ścianę dłonie. Jeszcze w innych sytuacjach nagłe przerwanie spotkania i powrót – ucieczka do dwóch różnych od siebie światów. 

W tych dniach jestem w moim rodzinnym mieście, we Wrocławiu, na swoich feriach. Właściwie pierwszy raz odkąd trzy lata temu „zacząłem swoje życie” i opuściłem dom, nie mogłem do niego wrócić i w nim się zatrzymać. Moi rodzice i rodzeństwo odbywają nakazaną kwarantannę. Zatrzymałem się wobec tego w naszym domu zakonnym na Alei Pracy. Kolejnego dnia pojechałem do rodziców, by wziąć ich samochód i zrobić im potrzebne zakupy. Wszedłem do ogródka, stanąłem zamaskowany na tarasie, a moi bliscy w salonie w kurtkach, czapkach i z maskami na twarzach. Rozmawialiśmy krótko, przez uchylone okno. Byliśmy blisko, a jednak jakby z dala od siebie. Na koniec przybiliśmy z moją małą siostrą Asią żółwika przez szybę. I wróciłem na Aleję. 

Siedzi we mnie ten obraz. Wprawdzie przyzwyczaiłem się już – o ile można tak powiedzieć – do ograniczeń jakie narzuca nam czas pandemii, a jednak ta sytuacja to jakieś kolejne przesunięcie granicy, jakieś kolejne wyzwanie do pokonania w głowie i w sercu, ale też okazja do refleksji. W normalnych okolicznościach w moim domu niewiele potrzeba żebyśmy się ze sobą posprzeczali. Szybko po długim niebyciu w domu, odkrywam, że bycie w nim jest wymagające, że relacja, miłość, rodzina, że to kosztuje. Cena jest paradoksalna, bo jest nią bezinteresowność, w tym znaczeniu, że muszę zrezygnować z siebie i swoich oczekiwań, by zyskać drugiego. I on z siebie musi zrezygnować i porzucić swoje oczekiwania, by zyskać mnie. Nie zawszę potrafię i nie zawsze chcę „płacić”. I tu właśnie to spotkanie na odległość, zamaskowane twarze moich bliskich i zimny żółwik przez szybę z małą Asią, na nowo uświadomiły mi, że ten zdaje się naturalny egoizm, który rodzi we mnie, czy szerzej w nas opory do rezygnacji z siebie w relacjach, w rezultacie nie daje nic w zamian. Staje się szybą, przez którą wszystko widać, którą można uchylić, by się usłyszeć, ale, która mimo wszystkich swoich cech sprzyjających spotkaniu nie łączy, a dzieli, która przy zbliżeniu, dotyku jest zimna. 

To widzenie, a właściwie doświadczenie z niego płynące, pozwala mi żywić nadzieje, że pandemia, gdy się skończy, oprócz zła jakie za sobą przyniosła w postaci śmierci i choroby, wiele rzeczy i spraw, które przed jej przyjściem „umierały”, czy „chorowały” jej trudne doświadczenie w nas ożywi i uzdrowi. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *