codzienność refleksje

Apostazja

28 grudnia 2020
Co rusz w sponsorowanych treściach w social mediach, czy na głównych stronach portali informacyjnych widzę treści dotyczące apostazji. Raz jako dane statystyczne, mówiące o rekordowo dużym zainteresowaniu sprawą w Polsce w tym czasie, innym razem jako szczegółową instrukcję jak jej dokonać i gdzie można sprawę sfinalizować najłatwiej, bez zbędnych komplikacji. Ten tekst nie jest ani teologicznym ani prawnym spojrzeniem na apostazję, ale raczej krótkim podzieleniem się sercem i tym, co ono – w kontekście zainteresowania apostazją w tym czasie – mi podpowiada. 
 
Tak sobie wczoraj wieczorem – w Niedziele Świętej Rodziny –  myślałem, o tym że kocham Kościół i kocham też kościół. I bez patetyzmu, że jest mi on rodziną. Jasne, zupełnie różną niż mama Małgorzata, tata Jacek brat Michał i siostra Asia, jak nasz rodzinny dom i cała historia… choć w jednym bardzo podobną – mimo, że w wielu aspektach jest słaba i ja w niej jestem słaby, kocham ją i nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niej.
Kiedy ta myśl pojawiła się w mojej głowie zabolała mnie. Miłość mimo słabości zwyczajnie boli, ale w tym bólu zawiera się życie, ten ból miłości to życie definiuje. I to jest to podobieństwo pomiędzy tą moją rodziną biologiczną, a Kościołem – w obu tych rodzinach odczuwam ból miłości, który pozwala mi w nich żyć.
 
Wielu tego sposobu rozumowania nie przyjmie, czy mówiąc bardziej kolokwialnie i dosadnie nie kupi, bo jestem po „drugiej” stronie (nawet w Internecie tu na blogu, czy na FB lub IG w koloratce i z eSJotką za nazwiskiem) ale nie znam bardziej świętej rzeczywistości jak ta, którą przeżywam w rodzinie Głąbów i w rodzinie Kościoła jak i kościoła. Często sam siebie pytam, czy jest coś, co mogłoby sprawić, że porzucę mamę, tatę i rodzeństwo, albo, że odejdę z K(k)ościoła i jakoś tak nie mogę sobie tego wyobrazić, mimo że powody można by mnożyć.
 
Jeden obraz – bardzo prawdziwy i trudny. Mam kilku krewnych w rodzinie których nie trawie, znam nazwiska wielu księży i biskupów, z którymi nie chciałbym nigdy się spotkać, zobaczyć. Mam kilku po jednej i drugiej stronie takich, za których się wstydzę. Odcinam się od nich i ich zła – nie od rodziny, która podprowadza mnie do świętości.
 
Analizuje tak w oparciu o to moje doświadczenie problem apostazji i dochodzę do wniosku, że z nią jest podobnie. Nie jest ona bynajmniej odcięciem się od siejących zgorszenie – oni i tak nie wierzą w K(k)ościół i go nie kochają. Apostazja, choć może wydawać się wyraźnym znakiem sprzeciwu, to tak naprawdę jest pełną wielu konsekwencji decyzją o odcięciu się od źródła – owszem może póki co na tafli wody widać syf, ale wierzcie ze środka bije czysta i słodka.
 
Ktoś powie, że to romantyczne, życzeniowe spojrzenie na sprawę młodego chłopaczka, który został zakonnikiem, przygotowuje się do święceń, albo, że to zwyczajnie zbyt prosta analogia. Ja odpowiem nie, jest do bólu głęboka i trudna – prawdziwa jeśli K(k)ościół to rzeczywiście rodzina.
 
Kiedy tak we wczorajsze święto Świętej Rodziny moje serce było  blisko rodziców i rodzeństwa i blisko K(k)ościoła, co raz mocniej rozumiałem, że ta świętość owszem w wielu momentach jest w nas i dobrze byłoby gdybyśmy umieli to pokazać , ale, że wiele z niej – tej świętości – jest pomimo nas i to ogromna nadzieja. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *