Nie zdjąwszy szlafroka, siada przy biurku, zapala małą lampkę, by lepiej widzieć i czyta:
Stało się! Wczoraj na tronie promiennym
Mogłeś z królami się mierzyć –
A dzisiaj jesteś czymsiś bezimiennym:
I żyjesz, choć lepiej ci nie żyć!
Lord Byron fragm.. Ody do Napoleona
Przeczytał kilka razy rymowane wersy o Bonaparte, zdenerwował się na Juliana, że ten w swoim stylu zasypuje go jakimś cytatami, zamiast wyrazić siebie jak na mężczyznę przystało wprost i bez pośrednictwa kartki papieru, co gorsza zapisanej wierszem. Zirytowany zgniótł ją, rzucił w róg pokoju, w którym stał mały kosz na śmieci i poszedł spać.
W nocy przebudził się, właściwie nigdy mu się to nie zdarza, bo sen ma mocny i głęboki. Spojrzał na zegarek, było po trzeciej. Próbował przypomnieć sobie nocną senną przygodę, która wyrwała go ze spoczynku, ale nie potrafił. Wypił szklankę wody i wrócił do łóżka przekonanym, że zaraz zaśnie, co jednak się nie wydarzyło. Myślał o fragmencie poezji, którą zostawił mu ten świr Sękalski – jak go określał, gdy czymś wyjątkowo go zirytował. Wstał ponownie z łóżka, wyjął ze śmietnika zgniecioną w kulkę kartkę z zapisanymi przez Juliusza rymami, rozwinął ją, przeczytał raz jeszcze uważnie, a potem na jej odwrocie napisał tak:
Stało się! Przez poezję spać nie mogę
Napoleon swą przenośnią w moim sercu budzi trwogę
Olek, Ada, Ty i Ja – wszyscy różni, z radościami, z kłopotami
Żyjesz, to żyj, trudy ośmiesz – uczyń je anegdotami
Założył szlafrok, wsunął na stopy kapcie, rozprostował na biurku wyraźnie zagiętą kartkę i zaniósł ją pod drzwi Juliusza, głośno w nie waląc. Uciekając spod nich, myślał: ja spać nie mogę i Ty nie będziesz. I śmiał się sam z siebie, coraz bardziej rozumiejąc, że zwyczajnie wcale nie ma mu za złe tego przebudzenia.
Wrócił do pokoju. Wskakując energicznie do łóżka, zrzucił w locie szlafrok i kapcie nie zważywszy, że zbiorą z podłogi cały kurz. Leżąc teraz w łóżku, myślał o postawie Olka, który żyjąc w teraźniejszości, umarł na śmierć, która jeszcze nie nadeszła i o Adeli, która witając nadchodzącą śmierć, od progu wzięła ją do tańca, a potem na kielicha bojąc się przyjąć ją, jak zima przyjmuje wiosnę i pozwolić sobie przeminąć. Myślał o postawie Juliana, który z troski o drugiego robił wiele dobrego i równie wiele dobrego zaniechał ze strachu, który ta troska budziła przy najprostszych aktywnościach. A potem myślał o sobie… i patrząc tak na całe piękno, jakie każda z rozważanych osób w sobie miała i na brzydotę, której nikomu z nich nie brakowało, zasnął z pragnieniem by nigdy nie przestać być sobą i za odmienność nie ganić drugiego, bo jak ktoś mu kiedyś powiedział: ludzie są rozmaite.
***