Tarnawicki, choć nigdy specjalnie o tym nie mówił, lubił tu być i lubił tu wracać. Czuł to miejsce i głęboko wierzył w jego misję. To czyniło go wespół z panią dyrektor wyjątkiem wśród kadry, mimo że dyrektorka z początku sprawiała wrażenie bardzo zasadniczej i oschłej. Może właśnie dlatego trafiał go szlag ilekroć przy kawie albo na odprawach, ktoś z tych, którzy brali pieniądze za to, by tych młodych ludzi zresocjalizować, czyli przywrócić do społeczeństwa nazywał „chwastami”, „gnojkami”, czy „śmieciami”. On zwyczajnie w nich wierzył, a im bardziej oni pod wpływem tej jego wiary się przed nim otwierali, tym bardziej on im współczuł, rozumiejąc, że wiele ich zła nie powinno być przypisywane ich odpowiedzialności, lecz dramatowi ich historii i nierówności społecznych.
Po wejściu na oddział zdjął płaszcz i czapkę, rozwiązał szalik i przetarł koszulką zaparowane szkła okularów. Przywitał się uściskiem dłoni z Robertem – wychowawcą grupy, z którym pracował na zakładkę – usiadłszy naprzeciw biurka, począł słuchać „raportu” z nocnego dyżuru swojego współpracownika.
– Pawełku, no dawno nie było takiego szamba. Ostatni kurwa raz biorę nocny dyżur w dzień powrotu z przepustki Leśnickiego. Wrócił ten chujek – przepraszam Cię Pawełku, ale kurwa ja nie mogę o nim mówić z Twoim spokojem – wrócił proszę ja ciebie, zupełnie naćpany. Położyłem go z Halinką u niej w pielęgniarskim. Rzygał jak kot, napierdalał po łóżku jak epileptyk… ale jak Halinkę od kurew zaczął wyzywać, to wyjąłem telefon, by zabrali go na detoks, ale Halinka zmusiła mnie bym odpuścił, bo on nie jest sobą i po co chłopakowi srać w papiery. Kurwa, przecież oni nigdy nie są sobą – człowiek, rozumiesz, dla nich wszystko, a te chujki od kurew…
Popatrzył na kolegę, i w towarzyszącym mu pobudzeniu skomentował spokojny wyraz jego twarzy.
Nic Pawełku nie mówisz. Pewnie się gorszysz, że ja tak znowu o nich. Nie gorsz się. To chwasty, ale są potrzebni – bez nich nie ma nas, dobrych.
– Ty ich nie kochasz, dlatego to dla Ciebie chujki i chwasty i dlatego nic nie mówię. Nic to Robert, strzelmy jeszcze kawsko, uzupełnimy dziennik i leć do domu, odeśpij
– Pewnie, kochać kurwa, za dwa dwieście i plucie w ryj ja mam ich kochać. Masz rację, nic to. Mnie zasyp z półtorej, bo po twojej siekierze z dwóch i pół nie tylko dziś ale jeszcze i jutro nic nie odeśpię.