Twarzewska zaproponowała, że dokona wyboru sama, czy wprawiła wprawdzie Pana Plastyka w lekkie zdziwienie, ale nade wszystko we wdzięczność, bo pozbawiła go dylematu. Tego dnia dyrektorka miała wejście dzięki synowej zakładowej pielęgniarki do Pawła. Postanowiła zabrać pracę do szpitala i wybrać wspólnie z nim. Stan Tarnawickiego właściwie był bez zmian – choć z trudem tworząc wielkie niewyraźne litery, potrafił użyć markera i białej tablicy do komunikacji. Był wyraźnie poruszony pracami i szczęśliwy, że Ela przyniosła mu je do oceny. Gdy opowiadała o tym, że chłopcy bardzo przeżywają jego stan, jego twarz nie kryła wzruszenia. Słuchał chętnie, lecz nie bez wysiłku toteż, w którymś momencie opowieści po prostu zasnął. Obudziwszy się, chwilę zajęło mu przypomnienie sobie odwiedzin dyrektorki, której teraz już nie było w sali. Jego zadarta na poduszce głowa pozwoliła mu zobaczyć łóżko, zamiast brudnobiałego sufitu, na który ostatnim czasem patrzył niemal nieustannie. Na kołdrze dostrzegł leżące na wysokości klatki piersiowej prace. Chcąc chwycić jedną z nich zrzucił pozostałe na podłogę. W minimalnie sprawnej dłoni trzymał okładkę książki. Otworzywszy ją dostrzegł, że w środku jest pusta. Wielkim wysiłkiem, choć bardziej pewnie siłą woli dobył pisak do tablicy i wielkimi literami zakreślił w niej takie zdanie:
KLATKA TEŻ MOŻE BYĆ WOLNOŚCIĄ, BO WOLNOŚĆ MA SIĘ W SOBIE
GOŁĘBIE TO ODKRYŁY, DLATEGO WRACAJĄ. JA TEŻ WRÓCĘ…
Aparatura monitorująca serce wydała długi ciągły sygnał. Tarnawicki widział wbiegającą pielęgniarkę i lekarza. Widział swoje ciało leżące na szpitalnym łóżku. Po chwili widział też budynek szpitala i niedaleko stojący budynek Zakładu. Wzbijał się, nabierał wysokości. Odleciał. Lecz wróci… a może właśnie teraz tak naprawdę wracał po raz pierwszy?