Zakładowa pielęgniarka nie pojawiła się w sekretariacie, a czas leciał. Na korytarzu było słychać gwar grup idących po szkolnych zajęciach do stołówki na obiad. Dyrektorka wzięła się za pracę. Potrafiła oddzielić emocjonalne przywiązanie od zawodowych obowiązków – a te nakazywały wyznaczenie zastępstwa za Tarnawickiego. Unikała rotacji wychowawców, bo wiedziała, jak ważne jest, by ci mieli kontakt z wychowankami i nie byli im obcy, lecz trudno mówić w zaistniałej sytuacji o tym, że miała na nią jakikolwiek wpływ. W grafiku nic się nie zgadzało. Gdy przestawiała jednego wychowawcę z drugim, zaraz kolidowało to trzeciemu. Było ich za mało. Kreśląc własne notatki, z każdą kolejną błędnie wymyśloną alternatywą dociskała długopis do kartki z większą siłą. Najpewniej zrobiłaby w niej w końcu dziurę ostrą końcówką, ale wtedy odezwał się sygnał wewnętrznego telefonu.
– Jest po operacji. Stan jest ciężki – krótkimi i bardzo szybko wypowiadanymi zdaniami relacjonowała sytuacje pielęgniarka – jeśli chcę go Pani odwiedzić to synowa – tu Halina zaczęła mówić wolnej – zapowiedziała lekarzowi, że przyjedzie żona… pani dyrektor rozumie? – spytała nie oczekując odpowiedzi – żona, proszę pamiętać ŻONA!
Tarnawicki leżał w szpitalnym łóżku podpięty do kilku urządzeń, z których jedno charakterystycznie pikało. Gdy Elżbieta zbliżyła się do łóżka zrozumiała, co oznaczał termin zakomunikowany przez pielęgniarkę: stan jest ciężki. Paweł złapał z nią kontakt wzrokowy, próbował coś powiedzieć, lecz o mało próba to nie zakończyła się uduszeniem. Dyrektorka dała mu dwiema wyprostowanymi dłońmi zwróconymi wewnętrzną stroną w kierunku jego twarzy, żeby zachował spokój, że jest, rozumie, żeby był spokojny. Po chwili w rozmowie z lekarzem wiedziała już więcej, niż to, co zobaczyła. W wyniku wycięcia krwiaka doszło do naruszenia nerwów. Na ten moment było pewne, że pacjent będzie niewładny, otwartą kwestią pozostawało w jakim stopniu. Usiadła na krześle przy łóżku i podobnie, jak wcześniej w swoim gabinecie błądziła gdzieś myślami i choć teraz wiedziała, na co czeka, to pierwszy raz w życiu wolałaby pozostawać w nieświadomości.
Następnego dnia rano weszła na stołówkę w trakcie śniadania grupy czerwonej. Jej obecność dla wszystkich była tożsama z czarnymi chmurami na niebie, z których deszcz był bardziej niż pewny. Gdy tylko pojawiła się w drzwiach pierwszym, który ją dostrzegł, rzucił w powietrze słowo: przypał! ale to wszystko, co mogli zrobić.