opowiadania kwarantannowe

Gołębnik

27 kwietnia 2022

Był ewidentnie podekscytowany faktem, że jego pomysł, by ptak stał się nauczycielem wolność, powoli zaczynał istnieć również poza jego głową. Z tego wyraźnego pobudzenia wpisał plan dnia w niewłaściwą tabelę dziennika, a kawę zasypał najpewniej z jednej łyżeczki, bo zwyczajnie nie miała nic z kofeinowym naparem wspólnego. Popołudnie także pełne było mniejszych i większych odchyleń od normy – to znaczy szarość zastępowały kolory, hałas cisza i co najważniejsze wszechobecną w tych murach obojętność ciekawość. Gdy następnego dnia rano opuszczał Zakład, zmierzał na stację kolejki nieobecny. Nie zwracał uwagi na poniemiecką zabudowę dzielnicy, nie myślał o ulubionej książce i szklance whisky pitej na tyłach niedostępnego dla przechodniów ogrodu, nie zastanawiał się nawet czy zdąży na kolejkę. Jeśli można myśleć o niczym, jednocześnie nie myśląc nawet o tym, co wyraża owa nicość, to Paweł Tarnawicki przebierał żwawo nogami w tym właśnie stanie. Okazuje się, że wystarczy wyjąć z ludzkiej codzienność jeden element zwany rutyną i zastąpić go drugim nazywanym zaskoczeniem, by człowiek stracił kontakt z rzeczywistością, jaką zna i odkrył jej inny zupełnie nieznany wymiar. Pewnie nieobecny myślami na ulicy wychowawca doszedłby w tym stanie do dworca i ocknął się na nim, czując papierosowy dym, bądź wyrwałby go z zadumy uderzający w nozdrza znajomy, lecz nieprzyjemny zapach pociągu, ale w chwili, gdy pokonywał ostatnie skrzyżowanie w wyniku swojego zamyślenia i dużej prędkości dostawczego samochodu znalazł się nieprzytomny na popękanych płytach chodnika, z głową zadartą o wystający ponad jego nierówności krawężnikiem, po którym spływała gęsta krew wydostająca się spod jego włosów.
Kierowca auta próbował w nerwach i strachu wytłumaczyć dyspozytorowi numeru alarmowego co się stało i gdzie należy przysłać karetkę, ale przez dłuższą chwilę krzyczał tylko, że hamował, że nie chciał, że ten facet wszedł, gdy światła już migały…
Młody chłopak, odrzuciwszy na bok rower, na którym jechał, udrożnił drogi oddechowe i w wyniku stwierdzenia obecności oddechu ułożył poszkodowanego w pozycji bezpiecznej. Chciał oczyścić ranę głowy, lecz nim stojąca wśród błyskawicznie powstałej grup gapiów matka jakiegoś dziecka dała mu nawilżane chusteczki, na miejscu był już zespół, karetka, a zaraz za nimi radiowóz.
Tarnawicki rzecz jasna nie widział ani strachu kierowcy, który go potrącił, ani zaangażowania i profesjonalizmy młodego cyklisty, ani też głodnych sensacji przechodniów pierścieniem zajmujących znaczna część chodnika. Teraz naprawdę Tarnawicki odpłynął i nikt nie wiedział, kiedy znów zawinie do portu… o ironio w Gdańsku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *