On jako jedyny – nawet przed trzonem – nie powiedział za co tu jest. Było to wpisane w dziennik, ale dziennika w Zakładzie się nie dotyka z tego samego powodu, co w więzieniu nie dotyka się klucza. Wprawdzie nie było w poprawczaku klasycznego podziału na grypsujących i frajerów. Nikt nikogo nie straszył przecweleniem i prawdę powiedziawszy osadzenie (z racji na swój wiek) mimo całej nieufności, jakiej zdążył nauczyć ich świat, dość szybko stawali się zżytą ekipą, to jednak na siłę próbowali pewne więzienne zwyczaje przenieść do swojego małego więzienia. Gdyby więc ktoś dotknął dziennika, z pewnością zanurkowałby głową w kiblu – dla zasady. Tarnawicki zawołał wszystkich trzech, by podpisali dokumenty przepustkowe. Cieszył się, że wyjeżdżają (choć zawsze z tyłu głowy miał strach o to, czy się znowu w coś nie wpakują), lecz tym razem ich przepustka była także w jego interesie. Pod biurkiem, na którym teraz Długi, Bocian i Roman wpisywali adres, pod którymi będą dostępni w najbliższych trzech dniach za murami (a pod którymi w istocie na próżno byłoby ich w razie czego szukać) stały trzy małe plastikowe klatki z gołębiami. Gdy podpisali dokumenty, Tarnawicki odszedł z nimi do konfesjonału, czyli do łazienki, która jako jedyna przestrzeń nie była objęta monitoringiem. Wejście do kibla z wychowawcą mogło oznaczać dwie rzeczy: będzie padać albo nie będzie padać, czyli jednym słowem albo mają kłopoty, albo wręcz przeciwnie. Wychowawca Paweł stanął tyłem do drzwi w lekkim rozkroku, który sygnalizował jego determinację, a oni w trójkę nie wiedząc, co ich czeka, ale wiedząc, że i tak do niczego się nie przyznają, stali w niego wpatrzeni głupkowato się uśmiechając, co mimo wszystko zdradzało ich strach. Tarnawacki zaczął w ten sposób:
– jak zwykle dostaliście pieniądze na bilety i jakiś grosz, który i tak na nic Wam nie wystarczy. Mogę każdemu z Was dodać po dwie dychy, o których nikt się nie dowie – to zdanie wypowiedział półgłosem, żeby dodać trochę dramaturgii i wzbudzić ich zainteresowanie – ale musicie w czasie przepustki coś dla mnie zrobić.
– Panie wychowawco – wtrącił wyraźnie ucieszony Bocian – ja już nie dealuję, słowo kurwa honoru, ale dla Pana mogę załatwić i osobiście po powrocie usypać dorodnego szczura
W łazience wybuchnął śmiech wszystkich trzech. Jedynie Tarnawicki stał totalnie przerażony tym, co właśnie usłyszał, ale nie zrezygnował z próby zlecenia pracy wyjeżdżającym chłopakom.
– Bocian, jak nie potrzebujesz pieniędzy, to możesz od razu spieprzać – pierwszy raz usłyszeli z ust Pawła Tarnawickiego wulgaryzm i teraz zrozumieli, że wychowawcy naprawdę zależy lecz także, że nie będzie z nimi pogrywał i jeśli nie chcą, to dodatkowe pieniądze mogą łatwo przelecieć im koło nosa.