opowiadania kwarantannowe

Gołębnik

27 kwietnia 2022

Jako że niektórzy z nich są pełnoletni, a wszyscy niepełnoletni mają sądowe pozwolenie na palenie wyrobów tytoniowych (czego Tarnawicki nie może pojąć) wręczył każdemu po dwa papierosy w ramach nagrody za wykonane polecenie wbrew swoim zasadom, ale w myśl zasady zdobywania sobie przyjaciół niegodziwą mamoną. Dzięki temu zabiegowi, który kosztował go niecałe 20 zł, wiedział, że do kolejnego zadania podejdą z jeszcze większym zaangażowaniem. Jego wiedza okazała się prawdziwa. W kolejnym i jeszcze następnym tygodniu każdy z nich ponownie napisał wnioski. Odkąd otrzymali po dwa papierosy, na kartkach było mniej wulgaryzmów a to, co napisali, było ubrane w coś na kształt zdań. Co do treści, ta pozostawała niezmienna – widzieli w gołębiach to, co inni widzieli w nich. Niewdzięczność, lenistwo, głupotę, bezużyteczność i odrazę. Nie wiedzieli jak wiele łączy grupę gołębi z grupą czerwoną, ale niebawem miało się to zmienić. Na przepustkę wyjeżdżało właśnie trzech z trzynastu tworzących oddział ulokowany na poddaszu. Długi, Bocian i Roman. Długi zawdzięczał swoją ksywkę nie wzrostowi, ale powodowi, dla którego znalazł się w Zakładzie. W Bydgoszczy, w której mieszkał był członkiem małej grupy ściągającej należności z ludzi, którzy z różnych powodów nie chcieli, lub też nie mogli oddać pożyczonych u jednego z lokalnych lichwiarzy pieniędzy. Niestety jeden z ciosów, jaki zadał w nos dłużnikowi, spowodował trwały uszczerbek na zdrowiu i sąd skazał go na karę odosobnienia. Szczęście w nieszczęściu, że nie miał wcześniej żadnych problemów z prawem i, że wymiar sprawiedliwości wziął pod uwagę działanie pod przymusem. Stąd też przeciętnego wzrostu chłopak o wątłej raczej budowie, ale przenikliwym spojrzeniu, łysej głowie, wyraźnie popsutych zębach, twarzy pociągłej i porośniętej niedbałym zarostem nazywany był przez wszystkich Długi. Ksywa Bociana jest prostsza. W momencie aresztowania pod jednym z klubów w Kołobrzegu miał przy sobie 110 g amfetaminy, 60 g marihuany i 3 tabletki ekstazy. Prawdę powiedziawszy na komendzie dowiedział się, że wystawił go człowiek, dla którego latał, a ksywę Bocian nadał mu na dołku jeden z klawiszy nawiązując do czerwonej barwy spodni, w których go zatrzymano. Może też dlatego Bocian jako jedyny cieszył się, gdy przenoszono go z I pietra (oddziału zielonego), który był znacznie lepiej wyposażony niż poddasze? W błędzie jest ten, kto myśli, że Roman z jakiegoś powodu ksywy nie posiada. W Zakładzie ksywę ma każdy. Oczywiście najmłodszy pobytem w pensjonacie na Polanki z zasady jest świeżakiem, a kiedy przychodzi następny świeżak staje się młodym. Później jednak, szczególnie gdy wejdzie w dobre stosunki z trzonem grupy, może sobie wybrać, albo mieć nadaną ksywę budzącą szacunek. Taka była ksywa Romka. Przybrał ją od nazwiska swojego ojca, którego od zawsze znał tylko z więziennych widzeń. Ojciec, Romanowski Stefan, dostał wyrok za 29 KK, czyli włamanie z rozbojem. Matka Romana zaraz po skazaniu konkubenta, bo nie byli małżeństwem, ale wychowywali (o ile można tak powiedzieć) syna wspólnie, wystąpiła do sądu o nadanie mu swojego panieńskiego nazwiska. Romek nienawidził matki i respektował ojca, stąd oczywiste było, że zaraz po byciu świeżakiem i młodym będzie przedstawiał się jako Romanowski PS Roman.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *