opowiadania kwarantannowe

Żałoba

28 września 2020

Energicznie podniósł się z fotela, rozprostował zagnieciony tren płaszcza, wyśrodkował daszek kraciastej czapki i wyszedł z domu na spacer, na którym zamiast odpocząć i zregenerować siły, rozpoczął burzliwy wyścig własnych myśli, który miał pomóc mu odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania zrodzone podczas nieplanowanego rozmyślania w fotelu.

List ten, a właściwie zamieszczone w nim zaproszenie bardziej napawało go podekscytowaniem i optymizmem niż zakłopotaniem, czy strachem i w tym sensie był to przełom w jego życiu emocjonalnym, którego oczywiście Tarnowicki nie dał rady zauważyć, bo życiu emocjonalnemu zaniechał przyglądać się dawno temu. Chodził teraz po parku, szurając zamszowymi mokasynami po utwardzonej alejce parku, zostawiając za sobą białą smugę kurzu, która w swej konsystencji podobna była do mglistej chmurki papierosowego dymu, którym wypełnił się jego gabinet w czasie kończenia pracy nad tezą. Ta smuga kurzu niosła za sobą pewną zmianę w nastroju spacerującego mężczyzny i gdy kończył on trzecie okrążenie wodnego oczka pełnego kaczek i małych rybek, który za każdym razem z zaciekawieniem wypatruje, zatrzymał się gwałtownie i stanął spięty od czubka głowy aż po same stopy. Teraz wyraźnie dostrzegł towarzyszące mu podekscytowanie i optymizm, bo właśnie zniknęły. Tarnowicki odtwarzał w głowie przez cały ten czas wygląd zaproszenia, i w tym właśnie momencie do jego świadomości doszedł fakt wcześniej niezauważony: DATA.

Jak mógł być tak głupi – z zażenowaniem zadało sam sobie to pytanie, formułując je świadomiew trzeciej osobie liczby pojedynczej, by bezpośrednio nie oskarżać samego siebie o to przeoczenie.

Prima dies Aprillis [z łac. pierwszy dzień kwietnia]. Stał jak sparaliżowany. Dał się oszukać. Teraz ewidentnie na jego twarzy pojawił sie grymas. Jest duży i wcale nie próbuje go ukrywać. Podniósł zakrzywione złączone ze sobą usta do nosa, a przez jego dziurki wypuścił mocno powietrze, jak byk, który widzi torreadora wymachującego czerwoną płachtą. Podobnie jak przy otwieraniu koperty usiadł w fotelu, tak również teraz rozpoczął drugie nie planowane dziś rozmyślanie, siadając na pokrytej zieloną farbą drewnianej ławce. Właściwie rzecz ujmując, nie było to klasyczne rozmyślanie. Ten czas odpoczynku na ławce miał być próbą zaakceptowania rzeczywistości, w której on – światły i poważny Paweł Tarnowicki – dał się oszukać w głupie święto wszystkich błaznów, którymi na nieświadomym poziome pogardza, a których na poziomie dużego uświadomienia zwyczajnie unika. Myśl ta nie daje mu spokoju i właściwie, by mieć to za sobą i zachować resztki godności, wyraża rozważaną prawdę w języku, w którym nawet przyznanie się do głupoty brzmi jakoś mądrzej: Asinus asinorum in saecula saeculorum [z łac. osioł nad osłami na wieki wieków]  Wstał z ławki, i tak jak okrążał stawik w duchu obcej mu radości, tak wracał teraz do swojego mieszkania, na ostatnim piętrze kamienicy w poczuciu dobrze znanej mu zadumy i smutku.

Nie miał ochoty na obiad. Wyjątkowo też nie pozmywał zanurzonych w wypełnionym wodą kamiennym zlewie śniadaniowych naczyń. Nie miał siły. Odwiesił jedynie na wieszak swój płaszcz, w którego lewym rękawie schował kaszkiet. Na więcej nie miał siły. Czuł się jak zwiędły kwiat, który wprawdzie stoi jeszcze w wazonie, ale nie ma już w nim nic z życia. Przeszedł do sypialni. Zdjął zakurzone od alejowego pyłu zamszowe buty, ze skrzyni łóżka wyjął gruby koc i poduszkę i tak jak był ubrany, tak się położył i wraz z okryciem się kocem i ułożeniem głowy na poduszce, pierwszy raz zasnął równo z zamknięciem powiek. Obserwując teraz Pana Tarnowickiego, można było odnieść wrażenie, że objęcie Morfeusza tym razem nie jest uchwytem atlety. Śpiący bowiem raz po raz wierzga nogami, jakby biegł – a przecież jego powaga biegać mu nie pozwala – i przekręca się z boku na bok, jak majtek rzucany na statku w czasie sztormu od burty do burty. Manewry jego ciała trwają dobry kwadrans, a uspokojeniem tych ruchów okazuje się być wysiłek pracy mózgu – ten to w kontrze do biegania znany mu jest bardzo dobrze – pojawił się, bo śpiący właśnie rozpoczął uczestnictwo we śnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *