Gdy wykrzywiona nieco stalówka wiecznego pióra postawiła kropkę po ostatnim zdaniu finalnego z rozdziałów tezy, Tarnowicki głośno wypuścił z płuc powietrze i jeszcze głośniej zakasłał charakterystycznym duszącym kaszlem palacza i wstał zza ciężkiego dębowego biurka, ocierając chusteczką zakrzywioną stalówkę z nadmiaru zgromadzonego na niej czarnego atramentu. Otworzył wąskie balkonowe drzwi, które od dawno dopraszają się o naoliwienie zawiasów, wpuszczając tym samym do zadymionego pokoju życiodajny tlen. Przez moment silne uderzenie czystego powietrza w jego nozdrza wprawiły go w zamroczenie, ale po chwili przeszły, więc nie zdążył nawet odczuć dyskomfortu. Po skończonej pracy miał zwyczaj przechadzki, czyli około godzinnego spaceru po swojej przydomowej okolicy. Lokalizację trzeba przyznać, miał świetną. Centrum dużego miasta, a jednak sielankowy klimat mądrej germańskiej zabudowy. Po jednej stronie ulicy trzypiętrowa kamienica wielorodzinna, którą zamieszkiwał, naprzeciwko niskie domy jedno lub dwurodzinne. Za nimi piękny, nieduży park, z małym akwenem, w którym pływały kaczki i łabędzie, a uważny obserwator dostrzec mógł również rybki, które raz po raz zostawiały na tafli wody przez płaskie wyskoki i wynurzenia okręgi powietrza, które wyglądały jak wodne pierścienie. Ten właśnie parczek z wodnym oczkiem był celem jego spacerów. Założył na pokrytą kruczoczarnymi rzadkimi włosami głowę szeroko kraciasty kaszkiet i wiosenny szary płaszcz sięgający do kolanowego zgięcia, gdy w mózg – sam jego środek – uderzyła go tak mocno, jak niedawna dawka świeżego powietrza myśl: LIST.
III
Przeszedł w pełnym już ubiorze zewnętrznym do salonu, podniósł z fotela tajemniczą kopertę, obrócił ją jeszcze dwa razy w dłoniach i zrywając czerwony błyszczący lak, otworzył jej wnętrze. W środku koperta była zdobiona cienką złotą linią zaokrąglającą się w rogach, ale ona była tylko swoistym preludium do staroświeckiej etiudy doznań, jakie czekały na Pana Tarnowickiego. Wyciągnąwszy lekko usztywnioną pięknie zdobioną ornamentem zamieszczonym w górze i w dole kartę papieru, począł czytać zapisane na niej słowa i łączyć je w zdania. Twarz jego była teraz jeszcze bardziej skupiona i jeszcze bardziej poważna niż zwykle. Wpatrując się w otrzymane zaproszenie, przysiadł w fotelu, zaginając długi koniec cienkiego płaszcza. Nieplanowane zajęcie miejsca w fotelu w nieświadomy, acz jak najbardziej naturalny sposób przeszło teraz w zakłócone poranną wizytą listonosza rozmyślanie. Tym razem nic nie zanotował. Właściwie jedyne co mógłby teraz zapisać, to niezliczona liczba pytań: kto wystosował ten list, czy odpowiedzieć na ujęte w nim zaproszenie?, dlaczego akurat koperta trafiła do niego?, czy profesor sygnujący zaproszenie w ogóle istnieje, skoro nigdy o nim nie słyszał?, i czy na prawdę w końcu znalazła się grupa ludzi „przebudzonych”, która widzi, tak jak on widzi i czuje, tak jak on czuje?
PREZYDIUM
KLUBU AGITATORÓW WIELKIEJ AWANGARDY – K. A. W. A.
MA ZASZCZYT PROSIĆ
JWP. Pawła J. Tarnowickiego
O ŁASKAWE PRZYBYCIE DNIA 2 KWIETNIA 2020 R.
O GODZ. 17 MIN. 30
DO GMACHU STAREJ GIEŁDY PRZY PL. SOLNYM
NA DYSKUSJĘ NAD CZASAMI OBECNYMI.
Z RAMIENIA PREZYDIUM
prof. M. Tull – Juszyński
WROCŁAW, DN. 1 KWIETNIA 2020