Wszystko zmieniło się, gdy kapitan zaproponował mu samodzielny rejs małym jachtem. Kenaj nie zastanawiał się nawet przez chwilę. Wsiadł do łodzi i popłynął do wyznaczonego miejsca. Myślicie, że było mu łatwo? Cóż Kenaj szybko zrozumiał, że został sam. Kilka razy, szczególnie w czasie sztormu, czyli morskiej burzy, bardzo się bał. Zrozumiał, że wcale nie umie tak dużo, jak zwykle opowiadał… i, że wcale nie był tak odważny, jak mu się wydawało. Przetrwał rejs, lecz po powrocie na duży statek był bardzo smutny, zmęczony, a przez to czasem niemiły dla kolegów marynarzy. Niektórzy z nich myśleli nawet, że w najbliższym porcie Kenaj wysiądzie ze statku – ale on nie zamierzał tego zrobić, bo bardzo lubił być marynarzem. Potrzebował to tylko sobie przypomnieć, jednak nie wiedział jak.
Na statku Mikołaj Kopernik wśród różnych turystów było też wiele rodzin z dziećmi. Starsi marynarze nie wiedzieli w jaki sposób umilić im rejs, który czasem był długi i nudny. Wówczas kapitan stwierdził, że dziećmi na statku zajmą się majtkowie. Jednym z nich miał być Kenaj, który zgłosił się na ochotnika. Nasz młody majtek bardzo ucieszył się z tego zadania. Szybko polubił się z najmłodszymi pasażerami okrętu Mikołaj Kopernik oraz z ich rodzicami. Lubił obserwować dzieci – przytulające się do siebie małe, jasnowłose siostrzyczki o ślicznych uśmiechach, rezolutnego chłopca, który (choć był najmłodszy) zawsze chciał coś powiedzieć i z dumą uzupełnić opowieść o przygody jakie przeżył jego tata.
Lubił patrzeć na naśladującą jego ruchu ciemnowłosą dziewczynkę, która jak Pippi Långstrump kochała konie. Lubił też patrzeć jak z początku nieco skryte i ciche dzieciaki, podchodzą coraz bliżej niego, jak stają się coraz bardziej rozmowne i towarzyskie. Bardzo cieszyły się patrząc na ich rodziców – szczególnie wtedy, gdy w rodzinach okazywali sobie czułość poprzez uściski, buziaki, i splecione ze sobą dłonie. Lubił rozmowy – te z dziećmi, bo nigdy nie wiedział jak się skończą i te z rodzicami – bo fascynowały go opowieści z przygód, które rozgrywały się poza okrętem.
Majtek Kenaj schodził pod pokład statku – gdzie zawsze odbywały się spotkania z dzieciakami i rodzicami – z wielką radością. Tam, pod pokładem, przypomniał sobie, a właściwie najmłodsi turyści mu przypomnieli, to o czym często nie pamiętał, przypomnieli mu, że bardzo lubi być marynarzem.
Rejs, a co za tym idzie spotkania Majtka Kenaja z dzieciakami i ich rodzicami, trwał do wakacji. Kto raz zszedł pod pokład okrętu Mikołaj Kopernik, wie, że jeszcze długo będzie tam wracał. Taką nadzieję miał też nasz Majtek. Całe wakacje myślał o swoich małych przyjaciołach. Co jakiś czas spotykał ich spacerujących obok zacumowanego statku, gdy dyżurował na jego pokładzie. Serce biło mu mocniej, gdy dzieciaki wskakiwały w jego ramiona, a rodzice wyciągali dłonie na przywitanie, albo serdecznie go obejmowali. Wierzcie lub nie, ale Majtek Kenaj często schodził pod pokład, zapalał światło i wyobrażał sobie nowe przygody ze swoją brygadą.
Piękna bajka, a jaka kryje się w niej głębia 🙂
Powodzenia w nowej roli!
Wzruszyłam się czytając tę bajkę. Kilka lat temu byłam nianią i wszystkich dzieciach, które były moimi podopiecznymi mówię, że to moje dzieci, bo ja zostawiłam w nich kawałek siebie, a one we mnie. Do dziś je wspominam i opowiadam różne historie z nimi związane. Trzymaj się! ❤️